Pan Potts publicznie
Tiara powiedziała mi, że nadawałbym się na Krukona, gdybym nie był tak
porażająco nieodpowiedzialny i pozbawiony zahamowań. Nazwała mnie
skrajnie odważnym gadułą, balansującym na granicy męstwa i zwyczajnej
głupoty. I właściwie to dobrze mnie podsumowuje. Tiara wybrała dla mnie
Gryffindor, a na mój argument, że w ogóle nie powinno być żadnych
podziałów i dzielne próby nawiązania dyskusji, pozostała obojętna, w
przeciwieństwie do nauczycielki, która kazała mi wreszcie zejść ze
stołka i usiąść przy odpowiednim stole. Tak zaczęła się moja szkolna
kariera - słowo "kariera" występuje tu z braku jakiegoś lepszego
określenia. Szkolna katastrofa? Chyba zbyt dramatycznie. Ja przecież
tylko, od pierwszej klasy, zbieram regularnie szlabany, karne
wypracowania, ujemne punkty dla domu (ciężka praca, ale ktoś musi to
robić), no i na piątym roku prawie mnie wylali, bo wysadziłem klasę od
eliksirów. Kilkoro uczniów było poparzonych (z zimna) i pisali o tym w
Proroku, skarżąc się na zaniedbania odnośnie bezpieczeństwa na
zajęciach. Nic strasznego się nie stało, rodzice trochę na mnie
pokrzyczeli przy świadkach, na osobności tata nie mógł przestać się
śmiać, a mama cieszyła się, że ma okazję ponownie zobaczyć ukochany
Hogwart. Dostałem roczny szlaban i zakaz samowolnego opuszczania budynku
szkoły. Co prawda niektórzy profesorowie domyślali się, jak dokonałem
tego zjawiskowego pokazu pirotechnicznego, lecz nie podjęli żadnych
drastycznych działań... Nie wiem czemu. Gdyby potraktowali mnie
poważnie, wyrzucenie ze szkoły to byłby pikuś przy tym, co mogłoby mnie
czekać. Na szczęście, generalnie ludzie nie traktują mnie serio -
irytujący gaduła, trochę chuligan, wiecznie zaczepiający Ślizgonów,
uwielbiający sprawiać kłopoty i być w centrum uwagi, bardzo zdolny, lecz
równie arogancki i nieskory do wytężonej nauki, bo to nudne i woli
denerwować nauczyciela pytaniami, niż skupić się na temacie zajęć.
Jestem trochę jak taka psia kupa pozostawiona na ulubionym dywaniku
ciotuni: nie da się mnie nie zauważyć, z czasem łatwo przyzwyczaić się i
ignorować, gorzej z pozbyciem się drażniącego elementu, bo to i
obrzydliwe, i męczące. Fanatycy czystości krwi, a takie przypadki
znajdują się również w mojej dalszej rodzinie, akurat byliby zachwyceni
tym porównaniem. Psia kupa i zdrajca krwi. Przyjaciel szlam i mugoli.
Żałosny Potts, zadający się z mętami społeczeństwa. Przyzwyczaiłem się
do przezwisk dużo gorszych. Sam wymyślam lepsze dla tych
arystokratycznych dupków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz