31 marca 2014

I'm all yours

Pan Potts publicznie

Tiara powiedziała mi, że nadawałbym się na Krukona, gdybym nie był tak porażająco nieodpowiedzialny i pozbawiony zahamowań. Nazwała mnie skrajnie odważnym gadułą, balansującym na granicy męstwa i zwyczajnej głupoty. I właściwie to dobrze mnie podsumowuje. Tiara wybrała dla mnie Gryffindor, a na mój argument, że w ogóle nie powinno być żadnych podziałów i dzielne próby nawiązania dyskusji, pozostała obojętna, w przeciwieństwie do nauczycielki, która kazała mi wreszcie zejść ze stołka i usiąść przy odpowiednim stole. Tak zaczęła się moja szkolna kariera - słowo "kariera" występuje tu z braku jakiegoś lepszego określenia. Szkolna katastrofa? Chyba zbyt dramatycznie. Ja przecież tylko, od pierwszej klasy, zbieram regularnie szlabany, karne wypracowania, ujemne punkty dla domu (ciężka praca, ale ktoś musi to robić), no i na piątym roku prawie mnie wylali, bo wysadziłem klasę od eliksirów. Kilkoro uczniów było poparzonych (z zimna) i pisali o tym w Proroku, skarżąc się na zaniedbania odnośnie bezpieczeństwa na zajęciach. Nic strasznego się nie stało, rodzice trochę na mnie pokrzyczeli przy świadkach, na osobności tata nie mógł przestać się śmiać, a mama cieszyła się, że ma okazję ponownie zobaczyć ukochany Hogwart. Dostałem roczny szlaban i zakaz samowolnego opuszczania budynku szkoły. Co prawda niektórzy profesorowie domyślali się, jak dokonałem tego zjawiskowego pokazu pirotechnicznego, lecz nie podjęli żadnych drastycznych działań... Nie wiem czemu. Gdyby potraktowali mnie poważnie, wyrzucenie ze szkoły to byłby pikuś przy tym, co mogłoby mnie czekać. Na szczęście, generalnie ludzie nie traktują mnie serio - irytujący gaduła, trochę chuligan, wiecznie zaczepiający Ślizgonów, uwielbiający sprawiać kłopoty i być w centrum uwagi, bardzo zdolny, lecz równie arogancki i nieskory do wytężonej nauki, bo to nudne i woli denerwować nauczyciela pytaniami, niż skupić się na temacie zajęć. Jestem trochę jak taka psia kupa pozostawiona na ulubionym dywaniku ciotuni: nie da się mnie nie zauważyć, z czasem łatwo przyzwyczaić się i ignorować, gorzej z pozbyciem się drażniącego elementu, bo to i obrzydliwe, i męczące. Fanatycy czystości krwi, a takie przypadki znajdują się również w mojej dalszej rodzinie, akurat byliby zachwyceni tym porównaniem. Psia kupa i zdrajca krwi. Przyjaciel szlam i mugoli. Żałosny Potts, zadający się z mętami społeczeństwa. Przyzwyczaiłem się do przezwisk dużo gorszych. Sam wymyślam lepsze dla tych arystokratycznych dupków.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz